Czy Stanisław Lem rzeczywiście istnieje? A może to tylko peerelowska przybudówka – komitet złożony z komunistycznych pisarzy, który ma na celu zinfiltrowanie międzynarodowego środowiska science fiction? – takie fantastyczne teorie pojawiły się w 1974 roku w głowie amerykańskiego pisarza Philipa K. Dicka. Jego zdaniem było niemożliwe, aby jedna osoba prezentowała taką mnogość stylów i tematyk, więc uznał, że pod pseudonimem „Lem” działała cała organizacja.
Teoria spiskowa Dicka trafiła nawet na biurko FBI, ale śledczy nie dali jej wiary. Dzięki temu kolejne dzieła Polaka przebijały się za żelazną kurtynę, a on sam zyskał honorowe członkostwo w amerykańskiej gildii pisarzy science fiction. Popularyzację twórczości Lema za granicą hamowali jednak sami rodacy. Cenzorzy sprawdzali i przetrzymywali jego korespondencję z zagranicznymi wydawcami, a później zablokowali jego wyjazd z kraju.
Mimo to Lem jest dziś wymieniany wśród najbardziej wpływowych twórców science fiction i futurologów. Udało się mu przewidzieć między innymi e-booki, tablety, wyszukiwarkę Google, druk 3D, rzeczywistość wirtualną i… Matrixa, czyli gigantyczną symulację, której wszyscy możemy być uczestnikami.